Czy zastanawialiście się kiedyś, jacy jesteście pogrzani próbując wyjaśnić pojęcie miłości..? Czy tak ciężko jest spostrzeż, że nie ma jednej standardowej definicji miłości..? Trudno wam pojąć, że kochać można nawet kogoś, kogo zna się tydzień, tak samo jak pokochać kogoś po dziesięciu latach znajomości..? Czytam wiele wypowiedzi i widzę, jak sami przez własną głupotę krzywdzicie innych - biedne kobiety obwiniające mężów o brak zainteresowania, naiwne nastolatki szukające wsparcia, bo nie wiedzą jak odzyskać zaufanie faceta. Wmawiacie innym, że nie doświadczyli miłości w związkach, mówicie: "on cie nie kocha(ł).."
A skąd wy to do cholery możecie widzieć..?
Nie udowodnicie, że facet, który nie prawi komplementów kobiecie, jej nie kocha; że kobieta wywołująca ciągłe kłótnie mężowi, go nie kocha; że nieśmiały dostawca owoców nie kocha puszystej, piegowatej pani z warzywniaka. To wszystko jest względne. Nie wierzyć w miłość to nie umieć określić własnej definicji tego uczucia. To tak jakby patrzeć na kolor czarny i powiedzieć, że jest to odwrotność białego. Ale po co..?
Przecież wystarczy jeden moment na stworzenie miłości. Zdefiniuj ją. Określ. Jaka jest..? Czym jest dla Ciebie..? Zdefiniujcie ją, ale nikomu nie narzucajcie tej definicji! Nazwijcie swoje uczucia, określcie ich intensywność.
Po prostu nadajcie miłości imię, a niczego więcej nie będziecie potrzebowali, aby uwierzyć w jej istnienie. I nie pozwólcie, żeby jakiś debil wam to odebrał. Nie pozwólcie ulec chwilom zwątpienia i dać się przekonać, że wasza definicja jest zła. Jest dobra jak każda inna, nadaliście jej taki a nie inny kształt i nikomu nic do tego. To wszystko ma prawo być nazywane miłością i tylko dureń powie wam, że się mylicie.
Jeśli jeszcze raz usłyszycie, że ktoś wam próbuje powiedzieć, czym jest miłość a czym nie jest - jebnijcie mu.
Za głupotę.
A potem jebnijcie mu jeszcze raz.
Tak na zapas.
Majka.
A skąd wy to do cholery możecie widzieć..?
Nie udowodnicie, że facet, który nie prawi komplementów kobiecie, jej nie kocha; że kobieta wywołująca ciągłe kłótnie mężowi, go nie kocha; że nieśmiały dostawca owoców nie kocha puszystej, piegowatej pani z warzywniaka. To wszystko jest względne. Nie wierzyć w miłość to nie umieć określić własnej definicji tego uczucia. To tak jakby patrzeć na kolor czarny i powiedzieć, że jest to odwrotność białego. Ale po co..?
Przecież wystarczy jeden moment na stworzenie miłości. Zdefiniuj ją. Określ. Jaka jest..? Czym jest dla Ciebie..? Zdefiniujcie ją, ale nikomu nie narzucajcie tej definicji! Nazwijcie swoje uczucia, określcie ich intensywność.
Po prostu nadajcie miłości imię, a niczego więcej nie będziecie potrzebowali, aby uwierzyć w jej istnienie. I nie pozwólcie, żeby jakiś debil wam to odebrał. Nie pozwólcie ulec chwilom zwątpienia i dać się przekonać, że wasza definicja jest zła. Jest dobra jak każda inna, nadaliście jej taki a nie inny kształt i nikomu nic do tego. To wszystko ma prawo być nazywane miłością i tylko dureń powie wam, że się mylicie.
Jeśli jeszcze raz usłyszycie, że ktoś wam próbuje powiedzieć, czym jest miłość a czym nie jest - jebnijcie mu.
Za głupotę.
A potem jebnijcie mu jeszcze raz.
Tak na zapas.
Majka.
5 komentarzy:
zgadzam sie z Toba w stu procentach majeczko i czekam z niecierpliwoscia na smska od Ciebie :)
zaskakujesz mnie.. wow..
Kasik
;)
tyssss
Terefere
nMiAcR <----- ;);)
Filozofujesz tutaj?;>^^
(pierdolła majke w łeb dla zasady)
Prześlij komentarz