niedziela, 14 września 2008

Temat: Na temat miłości.

...i ślubuję Ci...
...miłość
...wierność
...i uczciwość małżeńską
...oraz to
...że Cię nie opuszczę aż do śmierci
[Przysięga Małżeńska jakby ktoś nie wiedział...]

Pewien ksiądz powiedział, że nie wierzy w słowa "kocham Cię" wypowiedziane przez nastolatków czy też dwudziestoparolatków. Uważa, że taka para, znająca się miesiąc, trzy miesiące, rok, dwa.. no w każdym bądź razie coś w ten deseń, nie potrafi kochać, i jednocześnie uznaje taką miłość za kłamstwo. Twierdzi, że te słowa mają znaczenie na przykład po 20 latach małżeństwa, nie przedstawiając żadnych dodatkowych warunków. Czy ów ksiądz ma rację..? Otóż.. ja się z nim nie zgodzę do końca. I nie myślcie, że się czepiam kościoła i wiary, tyle, że czasem pasterze naszej wiary przedstawiają pewne nieścisłości. Dodam także, że to nie jest żadna propaganda na jakiegokolwiek księdza, bo raczej nie miewam styczności z nimi zbyt wielkiej, nigdy mnie żaden ksiądz nie uczył religii, zwykle były to zakonnice lub katechetki. Także po prostu PoZdRo 4all xD. Dlaczego się nie zgadzam..? Otóż, po pierwsze - skoro coś ma trwać, to musi się to zacząć, prawda..? Skoro miłość ma przetrwać 20 lat, to musi się wcześniej zacząć i to logiczne, że najcześciej występuje to w młodości. Nie może istnieć coś, co nie ma początku. Duo to to, że reguła przysięgi powyżej napisanej wyraźnie przedstawia wyznanie miłości, co mogłoby oznaczać, że jest to chłam, gdyż ksiądz nie mógłby się z nią zgodzić, trzymając się kurczowo swoich przekonań. A co jest ważniejsze..? Biblia czy ksiądz..? No cóż.. Nie podał warunków i szczegółów, co oznacza, że nie do końca to adekwatnie przemyślał. Trzecia rzecz to to, czy jeśli młodzi ludzie się pobiorą, to jaka jest szansa na przetrwanie tych 20 lat (już tak przyjmując przykładowo akurat te 20) ich miłości..? Czy trafili na odpowiednich partnerów..? Przekonają się po tych 20 latach. Jeśli wypowiedzą słowa "kocham Cię" bez jakiegokolwiek drgnięcia serc, bądź po prostu nie będą potrafili tego wypowiedzieć, to ta miłość wygasła. Zatem czy ów duszpasterz nie miał ziarna racji..? Po części miał. W moim przekonaniu prawdziwa miłość jest taka gdy: Młodzi ludzie, wyznawają sobie miłość, wiadomo - ogarnia wtedy płomienne uczucie, głos nieco drży, ale mówią sobie, że się kochają. Pobierają się, przed ołtarzem wyznawając sobie tą miłość poraz drugi. No już nie wspomnę o nocy poślubnej, gdzie to wyznanie jest nieco yyy.. bardziej dźwięczne xD. Mija czas, mijają lata. Przychodzi 20 rocznica ślubu (uczepiłam się już tej koloratkowej dwudziestki). Oboje wspominają dawne czasy, jak to byli młodzi (a raczej młodsi, bo przecież nie są starzy będąc po 40-stce), jak się poznali, zakochali itp. Patrząc sobie głęboko w oczy, z drganiem serca takim jak było to pierwszy raz, mówią do siebie: "Marian... kocham Cię", "Hela.., ja też Cię kocham". Jaki wniosek..? Jeśli ta para po 20 latach poczuła ten sam płomienny (być może równie nastoletni jak wtedy) ruch serca, mając ten sam błysk w oku co za pierwszym wyznaniem, to jest to właśnie miłość, która przetrwała. Na początku ludzie kochają się najmocniej i jeśli to wróci po xx latach, to można śmiało powiedzieć, że są to "te dwie połówki" hihi:D

No jest także rozwiązanie tego problemu w ten sposób, idąc w ślady księdza, że jeżeli nie ma miłości nastolatków, że to blef, to wtenczas można by stwierdzić, że w przypadku, gdy po 20 latach słowa "kocham Cię" nic dla obojgu kochanków nie znaczą, bo po prostu nic nie czują, nie trafili odpowiednich połówek, miłość w ogóle nie istnieje. Co raczej jest absurdem dla większości z nas. Ale to już inna bajka..

A więc moim zdaniem są dwa rozwiązania:

miłość nastolatków + miłość po latach = trwała miłość

bądź

udawana miłość nastolatków + nadal brak uczucia po latach = miłość nie istnieje

Teoria duszpasterza mogłaby być prawdziwa, w przypadku gdy po xx latach ta miłość by się pojawiła, między tymi dwojga. Hmm.. ale będąc młodzieńcem, który wie, że nie kocha swojej dziewczyny, zmuszałby się do poślubienia jej, bądź ogólnie życia z nią..? Wątpię.

Z przekonaniem własnej słuszności.
Majka.

5 komentarzy:

Unknown pisze...

Nie wiem co tak Cie skłoniło do poruszenia tego tematu ;]

ale ciekawie piszesz ;))


Brawo pozdro ;*

Anonimowy pisze...

ciekaiwe i jak dla mnie temat całkiem na czasie..... no ale.... ;*:*


Tyśśś

Anonimowy pisze...

Bardzo ciekawy temat naruszyłaś i ciekawie go napisałaś:)

Majka. pisze...

Nie tyle co naruszyłam, ale rozwiązałam na wiele perspektyw, Mariuszu:)
xD

Anonimowy pisze...

Znasz Moje zdanie na ten temat.
uważam że nie ma określonego czasu.
ale poparzona parę razy zastnawiam się jak to z tym wszystkim jest.

kaś. ;*