wtorek, 30 grudnia 2008

Temat: Podsumowanie roku.

Lada moment nadejdzie chwila, w której wszyscy zaczną odliczanie czasu, szarpiąc niemiłosiernie tanie wino musujące i drząc papę z tekstem: "Szczęśliwego Nowego Roku!" aż do puszczenia hafta na osobę obok, która również puści pawia na następcę (tyle, że nie wiadomo czy z obrzydzenia do sluchania tysięcznego razu tego tekstu czy też przedawkowania piany z ruskiego szampana) tworząc w ten sposób reakcję łańcuchową, by przywitać w ten sposób Nowy Nadchodzący Rok z kolei dwutysięczny dziewiąty. Każdy z nas zastanawia się wtedy, jaki będzie przyszły rok..? Rolnicy dumają czy będzie urodzaj, maturzyści - jak matura im pójdzie, a staruszki - czy dożyją następnego. Ale czy ktoś zastanawia się nad tym co już było..? Jak przeżyliśmy poprzedni rok..?
Ja się dziś zastanawiam..

Styczeń - Nic o mnie nie wiecie
Nie lubię treści nieuargumentowanych (trudne słowo, hehe).
Luty - Niczego nie szukam
Ale wiele znajduję.. w sobie:) 
Marzec - Zakaz frajerstwa
Nie dam się! A pudziesz ty! (pisownia oryginalna)
Kwiecień - Wiosna idzie
A wraz z nią pozytywna aura;P Poczucie wolności ducha.
Maj - Musiałam szybciej dorosn
ąć
niż myślałam, niż zdąrzyłam, niż chciałam.. niż bym się spodziewała..
Czerwiec - Czuję się cieniem
z masą problemów w szkole..;/
Lipiec - Ucieczka od Boga
któremu już nie ufam. Bo to nie ja jestem zła.
Sierpień - Nie potrafię
wstać i się otrzepać.
Wrzesień - Nie dzisiaj kobieto
ani nie jutro, ni pojutrze..
Październik - Skup się wreszcie
na sobie, nie na innych
Listopad - Miej nadzieję
miej siłę, miej wiarę...
Grudzień - ...Że będzie lepiej
Nie zapeszać. 

2008 to rok, w którym rocznik '90 wkracza w strefę ludzi dorosłych prawnie. W tym ja. Na początku, wiadomo - nie można się doczekać, by móc ekspedientce machnąć dowodem przed twarzą, która dostaje mocnego wytrzeszczu oczu przy kupowaniu tego wina musującego powyżej wspomnianego. Można kupić co dotychczas zakazane, wejść tam gdzie wstęp dla osób pełnoletnich itp. itd. Rodzice także już za nas nie odpowiadają, tylko my sami za siebie. Gdy mi czegoś zabraniali ze złościa mówiłam, że później to sobie bedą mogli gadać. Tuż przed urodzinami zdałam sobie sprawę, że pewnie i tak nie wiele się zmieni, że i tak dają mi dużo luzu i że pewnie mi się samej znudzi bycie dorosłą. Nie łudziłam się na to, że będę wielce dorosła, że wszystko będę mieć w.. gdzieś i że nikt mi rządzić nie będzie. Nie myślałam, że tak wiele się we mnie zmieni.. że zrozumiem tak wiele rzeczy.. że nie wszystko da się samemu przeboleć, że poznam znaczenie słów lojalność, moralność i szacunek..! Że życie to nie bajka, a ludzie to nie smerfy, ni gumisie, które pomagają innym, zbawiają świat. Każdy o swoją dupę dba i tak już było, jest, będzie. Jak sam sobie nie poradzisz to nikt Ci nie pomoże.. A w takich chwilach masz ochotę wziąć to wino musujące..

Na koniec moja rada: Nie płacz w Nowy Rok, bo będziesz płakać przez cały rok aż do jego końca.

Aaa.! I nie licz na to, że kolejny rok będzie lepszy.
Módl się, żeby nie był gors
zy.
Majka

piątek, 19 grudnia 2008

Temat: Granica wiecznego snu.

"Niektóre sny są bardziej prawdziwe niż to, co ludzie zwą rzeczywistością."
- Marion Zimmer Bradley
Sny.. Czym jest sen..? Sen jest klucz do naszej nieodpartej podświadomości. Tylko dlaczego tracimy tę podświadomość po obudzeniu..? W śnie nie istnieje czas, we śnie mogą upływać lata, mimo, że sen trwa kilka minut. Nie ma też ciała, pojawia się kształt tylko wówczas gdy sobie o tym pomyślimy. A więc można powiedzieć, że nasze myśli tworzą kształty. I wreszcie jeszcze jedna cecha – poruszanie się przy pomocy myśli. Wprawdzie często śnimy ze jedziemy, idziemy, stoimy, siedzimy, lecz wystarczy aby nasza myśl podążyła we śnie w innym kierunku, a już znajdujemy się w innym miejscu, w innej sytuacji. Sny przedstawiają często ambicje, możliwości, pragnienia, problemy i lęki. Na pewno nie uwierzę w jakiekolwiek przesłania, że dany przedmiot pojawiający się w śnie oznacza to czy tamto. Sennik to Be.Zet.De.Ue.eR.A! Z resztą rzadko mi się śnią przedmioty, zwykle ludzie bądź jakieś zjawiska. Myślę, że także nie ma możliwości istnienia tak zwanych snów proroczych. Bo niby po co..? Po co zmieniać przyszłość..? To się tylko na filmach zdarza. Jak ma się nam przyśnić coś o czym nie mamy możliwości wiedzieć..? Sny to nasza podświadomość, dogłębna wyobraźnia, choć nie wiem jakby mogła być realistyczna i możliwa, ale wymyślona i nic tego nie zmieni. Człowiek nie wyprzedzi czasu. Nigdy. Więc ja sobie odpuszczam łażenie do wróżki, cyganek, wróżb z kart i horoskopy, a Wy "se róbta co chceta". Wasze pieniądze, Wasz czas, Wasz podatek od głupoty.

Jest jedna rzecz, która mnie.. no właśnie, co..? wkurza..? dołuje..? niszczy.. Sny. One potrafią być takie realne. I gdy budzisz się.. nie masz wyboru - musisz wrócić do pieprzonej rzeczywistości i się na nią godzić. A sen za Tobą potrafi chodzić cały dzień. Nie dawno.. to chyba wrzesień był.. Nękały mnie różne sny, sny, które trafiały w czuły temat. Jeden z nich był dość mocnym uderzeniem mojej podświadomości, zbił mnie z tropu maksymalnie. Pobudka. Dłuższa chwila trzeźwienia przy przebudzaniu. Słaby kontakt ze światem zewnętrznym, prawie zero moich reakcji, zero rozmów. W szkole jakieś zawieszenia i resety. Słyszę, ale nie reaguję. Cokolwiek by się stało nic nie mam zamiaru robić. Jakbym miała wszystko gdzieś. Na matmie zostałam wycelowana do pytania, no cóż uczyłam się dzień wcześniej, więc powinno być git. Ale jedna myśl mi w tym przeszkadzała: Nie dzisiaj kobieto..;/ Nawet się nie zastanawiałam nad pytaniami, nie docierały do mnie. Odpowiedź niedostateczna, właściwie żadna. Potem tylko: kur..;/ przecież wczoraj to umiałam;/ Po szkole zero odrabiania lekcji, nic mnie nie obchodziło, nic nie docierało. Popołudnie i wieczór minął smętnie, ponuro i tylko odbicie snu w mojej głowie, w oczach łzy. Śniło mi się, że chciałam popełnić samobójstwo.

Na szczęście to był tylko zły sen..

- Majka

piątek, 14 listopada 2008

Temat: Dla tych mądrych i tych mniej.


Ludzie. Coraz częściej dochodzę do wniosku, że są oni niesamowicie genialni, a zarazem samoistnie głupi, głupi, i jeszcze raz głupi!! Głupota jest rzeczą naturalną i nie jest ona wynikiem niewiedzy, ale po prostu brakiem refleksu umysłowego. Nikt z nas geniuszem się nie rodzi. Rodzimy się z głupotą, ale niekoniecznie z nią umieramy, każdy ją rozwija lub poddaje destrukcji indywidualnie i nikt za Ciebie tego nie robi..!. Rodzisz się i umierasz sam. Genialność nasza wykluwała się od początku ludzkości, jest wynikiem ewolucji i nie zawsze jest zależna od nas samych, dziś człowiek ma nieograniczone możliwości. Patrząc na te wszystkie cuda niewidy świata, pomysły i plany niejednokrotnie się o tym przekonujemy. Mnie osobiście, wiele rzeczy potrafi zaskoczyć (np. w technice). Gdy dla mnie się coś logicznej kupy nie trzyma, to z zaciekawionym uśmieszkiem zadaję sobie pytanie: Jak ci skubańce to zrobili..?? Pierwsza i ostateczna myśl jaka mnie wtedy napawa to: "No cóż - to ludzie". Podobno człowiek wykorzystuje około 1 do 2% swojego mózgu, zaś ci zwani geniuszami do 4% (czy jakoś tak). Pomyślmy. Wydaje się mało, prawda..? A może aż za dużo..? A ile procent z tego należy do głupoty..? Co by było gdybyśmy wykorzystywali np. 20, 50, nie daj Boże 100% własnego mózgu..? Nawet nie próbujcie sobie tego wyobrażać i wmyślać, bo nie dacie rady z tym jednym, w porywach dwoma procentami.. Nasze mózgi mające zaledwie 2% nie są w stanie sobie wyobrazić, stworzyć obrazu tego, co by było gdyby same miały 20% lub więcej. Nie da się wiedzieć tego, bo nasz mózg nie ma takich możliwości, raczej nie jesteśmy w stanie tego pojąć umysłem, bo zatrzymuje się na co najwyżej 4%. Nikt nie wie, nikt nie jest w stanie tego wiedzieć, wyobrazić sobie, co by było, gdybyśmy byli "mądrzejsi". I nikt się taki nie urodzi, bo po co..? Myślę, że nie potrzebne nam takie doładowania (choć w Plus GSM zawsze było tanio..xD) , bo mamy naprawdę duże możliwości. Wystarczy rozejrzeć się, pomyśleć. tak już wiele zrobiliśmy i sądzę, że możemy śmiało wykrzyczeć: "jesteśmy geniuszami..!". To nie ludzie są częścią świata, tylko on jest częścią ludzi, dlatego nie wydaje mi się, żeby nastąpił Koniec Świata, bo to nie on się skończy pierwszy, tylko ludzie. Tak, ludzie wyginą jako gatunek. Ale to chyba z przejedzenia mądrości i wypicia głupoty jednocześnie.

Smacznego:)
Majka.


środa, 5 listopada 2008

Temat: Miłość - czy Ciebie nie ma w tym rzeczowniku..?

Czy zastanawialiście się kiedyś, jacy jesteście pogrzani próbując wyjaśnić pojęcie miłości..? Czy tak ciężko jest spostrzeż, że nie ma jednej standardowej definicji miłości..? Trudno wam pojąć, że kochać można nawet kogoś, kogo zna się tydzień, tak samo jak pokochać kogoś po dziesięciu latach znajomości..? Czytam wiele wypowiedzi i widzę, jak sami przez własną głupotę krzywdzicie innych - biedne kobiety obwiniające mężów o brak zainteresowania, naiwne nastolatki szukające wsparcia, bo nie wiedzą jak odzyskać zaufanie faceta. Wmawiacie innym, że nie doświadczyli miłości w związkach, mówicie: "on cie nie kocha(ł).."

A skąd wy to do cholery możecie widzieć..?
Nie udowodnicie, że facet, który nie prawi komplementów kobiecie, jej nie kocha; że kobieta wywołująca ciągłe kłótnie mężowi, go nie kocha; że nieśmiały dostawca owoców nie kocha puszystej, piegowatej pani z warzywniaka. To wszystko jest względne. Nie wierzyć w miłość to nie umieć określić własnej definicji tego uczucia. To tak jakby patrzeć na kolor czarny i powiedzieć, że jest to odwrotność białego. Ale po co..?
Przecież wystarczy jeden moment na stworzenie miłości. Zdefiniuj ją. Określ. Jaka jest..? Czym jest dla Ciebie..? Zdefiniujcie ją, ale nikomu nie narzucajcie tej definicji! Nazwijcie swoje uczucia, określcie ich intensywność.
Po prostu nadajcie miłości imię, a niczego więcej nie będziecie potrzebowali, aby uwierzyć w jej istnienie. I nie pozwólcie, żeby jakiś debil wam to odebrał. Nie pozwólcie ulec chwilom zwątpienia i dać się przekonać, że wasza definicja jest zła. Jest dobra jak każda inna, nadaliście jej taki a nie inny kształt i nikomu nic do tego. To wszystko ma prawo być nazywane miłością i tylko dureń powie wam, że się mylicie.

Jeśli jeszcze raz usłyszycie, że ktoś wam próbuje powiedzieć, czym jest miłość a czym nie jest - jebnijcie mu.
Za głupotę.
A potem jebnijcie mu jeszcze raz.
Tak na zapas.
Majka.

czwartek, 23 października 2008

Temat: Sprawdzian.

Czego nie lubię w ludziach..? Sprawdzania. Nie wiem czemu tak się dzieje, ale nieraz mam wrażenie, że ludzie mnie sprawdzają, czy naprawdę jestem taka jaka jestem, czy mi zależy na jakiejś konkretnej rzeczy bądź osobie, jak zachowam się w takiej czy innej sytuacji..? Po co..? Jaki cel w tym..? No cóż.. Chcą mieć niezłomną pewność co do mojej osoby. Dziękuję, ale ja jestem tylko człowiekiem, popełniam błędy i popełniać będę zawsze i nie zawsze jednakowo reaguję w jednakowych sytuacjach. Muszę z przykrością powiadomić, iż nie jestem tak bystra jak ode mnie oczekują i nie zawsze zauważam, że ktoś mnie sprawdza. No cóż.. blondynka.. . Potrafię irytować tym, że dużo pytam, bo jak czegoś nie wiem to pytam, proste. Kto pyta nie błądzi. Także nie moja wina, że możecie się rozczarować co do mnie. Hmm.. a może po prostu wystarczy mi zaufać..? Jeśli coś mówię to tak jest, to to robię, tyle, że swoim tępym tempem..! Wiele rzeczy ciężko we mnie zobaczyć, bo to trzeba odkryć. Nie lubię dawać po sobie poznać czy mi zależy na czymś, czy nie (no bywają wyjątki), zwłaszcza dopóki nie mam pewności na 100% co do konkretnej rzeczy. A już na pewno nie myślcie, że będę taka jak oczekujecie, że będę wam mówić to co chcecie usłyszeć, ja tak nie potrafię. Proszę się we mnie nie doszukiwać ani autorytetu ani potwora. Marionetką też nie jestem, więc mnie nie podpuszczać.. xD

Jaki sens macie w "sprawdzaniu" kogoś..? Marny. Tylko tym kogoś wkurwiacie. Ja tam ludzi nie sprawdzam i nie dlatego, że mi się nie chce i mam to głęboko gdzieś, ale dlatego, że ludzie są różni, inni i każdy reaguje inaczej, nie zawsze tak jakbyśmy tego chcieli. Zresztą zwykle kombinatorzy wpadają przypadkiem. Sprawdzanie to jakieś oczekiwanie czegoś od kogoś. Nie sądzę także, że wynik takiego sprawdzianu potrafi nam powiedzieć wszystko. Człowieka się poznaje ciągle. Jeśli będę miała coś do udowodnienia to samo to udowodnię, a sprawdzianów to już w szkole mam co niemiara i mi więcej nie trzeba.

Bo nie widać po mnie.. i nie będzie.
Majka

wtorek, 30 września 2008

Temat: Żyję całym życiem.

Każdy z nas ma własne poglądy co do niektórych kwestii, ale czasem zastanawia mnie, dlaczego jest tak, że jak ktoś pierdyknie denne hasło, nad którym nie wielu się zastanawiało, to nagle połowa publiki głosi to samo, często nie wiedząc co głosi. Dokładniej to chodzi mi mianowicie o niejednokrotnie rzucane (także we mnie) hasła typu: Chwytaj dzień, żyj chwilą, w życiu liczą się tylko chwile itp itd. Ale ilu się nad tym hasłem zastanowiło..? Żyć chwilą..? Nie zamierzam i nie praktykuję. Po co mam żyć momentem..? Mówi się, że w życiu piękne są tylko chwile, ale dla mnie to się nazywa bardziej fachowo: WsPoMnIeNiA..! (by podkreślić wyrazistość tego słowa bezlitośnie zgwałciłam CapsLocka xD). Życie chwilą tłumaczy się jako zajmowanie się teraźniejszością, bez względu na przyszłość i przeszłość.. "bo liczy się moment".. Mnie to kojarzy się, że robisz coś spontanicznego, niecodziennego (machając przy tym ręką "a raz się żyje", "a tam.. będzie co będzie.."), ale zarazem nieodpowiedzialnego i nieprzemyślanego.

JA żyję Przyszłością i Przeszłością. Przeszłością, czyli wspomnieniami, tymi dobrymi, złymi, wszystkimi, bezwzględnie. Przeszłością, bo jestem pamiętająca i pamiętliwa, jakkolwiek to brzmi.. Pamiętam o tych rzeczach, sytuacjach i ludziach, którzy są tego warci i co mi zapadło w pamięci. Pamiętliwa dla tych, którzy mnie zranili i wyszydzili, a potem przychodzili po łaskę. Z racji, iż mam miękkie obie komory wraz z zastawkami - trójdzielną i dwudzielną, to zwykle i zwyczajnie wybaczam ludziom (to zależy jeszcze od stopnia krzywdy, wbicia się w pamięć oraz czy miałam jakąś w tym winę czy nie, wtedy tętni to w aorcie) czasem wraz z moim "lekkim wypominaniem". Wybaczam, nie zapominam. Żyję przyszłością, bo wiem, że warto. Zdaję sobie sprawę z konsekwencji i skutków swoich czynów, zawsze myślę co będzie dalej, co może wynikać, co się stanie jak postąpię tak czy inaczej. Staram się każdą sytuację zauważać ze wszystkich możliwych stron, nie podejmuję raczej pochopnych decyzji (no chyba, że muszę). By.. by potem mieć dumną świadomość, że zrobiłam jak powinnam, że nie popełniłam błędu, co wcale nie oznacza, że ich nie popełniam, ale we większości są mało znaczące, niż mogłyby być podczas życia chwilą. Wydaje mi się, że ludzie żyjący momentem myślą dopiero po fakcie, a nie przed, przy czym to przysparza ich o niezbyt chętne emocje jak np. wstyd, zażenowanie, złość, i oczywiście o błędy. Nie sądzę, że wzbogaca ich to o jakiekolwiek doświadczenie..
"Chwytaj dzień" mówi, aby cieszyć się każdym dniem i nie marnować go, cieszyć się chwilami, by ciągle iść do przodu, cieszyć się życiem, być optymistą. To, że dla mnie to promowane hasełko nie ma znaczenia, to nie oznacza, że się cofam w tył, bo przecież żyję przyszłością..! Więc nie uważam, żeby mi jakieś ubogie teksty niedowartościowanej rzeszy ludzi były potrzebne. Bardziej obiektywistka niż optymistka, nie skaczę jak motylek śpiewając jacy to ludzie są wspaniali, a świat piękny niczym Gracjan Roztocki (jak nie wieta kto to, to se na jołtubie.kom wpiszta xD). No oczywiście to nie znaczy, że jakaś emowata ofiara losu ze mnie z pesymistycznie hardą miną. Dużo się śmieję, zwłaszcza widząc świat taki, jaki jest w rzeczywistości:]
JA żyję całym życiem, a nie momentem, bo nigdy nie wiem, który moment może być ostatnim..!
Co do świata i ludzi to:
"Ludzi można podzielić na dwa rodzaje: tych, którzy są wytworem świata w którym żyją, i tych którzy są wytworem samych siebie, którzy choć świata nie zmienili, nie dali się zmienić światu. Oni chodzą po świecie, a nie świat po nich."
[Edward Stachura]

I nie mam żadnych pieprzonych kredek.
Zamiast nich posiadam coś o nazwie własne poglądy.
To wszystko.
Majka.

niedziela, 14 września 2008

Temat: Na temat miłości.

...i ślubuję Ci...
...miłość
...wierność
...i uczciwość małżeńską
...oraz to
...że Cię nie opuszczę aż do śmierci
[Przysięga Małżeńska jakby ktoś nie wiedział...]

Pewien ksiądz powiedział, że nie wierzy w słowa "kocham Cię" wypowiedziane przez nastolatków czy też dwudziestoparolatków. Uważa, że taka para, znająca się miesiąc, trzy miesiące, rok, dwa.. no w każdym bądź razie coś w ten deseń, nie potrafi kochać, i jednocześnie uznaje taką miłość za kłamstwo. Twierdzi, że te słowa mają znaczenie na przykład po 20 latach małżeństwa, nie przedstawiając żadnych dodatkowych warunków. Czy ów ksiądz ma rację..? Otóż.. ja się z nim nie zgodzę do końca. I nie myślcie, że się czepiam kościoła i wiary, tyle, że czasem pasterze naszej wiary przedstawiają pewne nieścisłości. Dodam także, że to nie jest żadna propaganda na jakiegokolwiek księdza, bo raczej nie miewam styczności z nimi zbyt wielkiej, nigdy mnie żaden ksiądz nie uczył religii, zwykle były to zakonnice lub katechetki. Także po prostu PoZdRo 4all xD. Dlaczego się nie zgadzam..? Otóż, po pierwsze - skoro coś ma trwać, to musi się to zacząć, prawda..? Skoro miłość ma przetrwać 20 lat, to musi się wcześniej zacząć i to logiczne, że najcześciej występuje to w młodości. Nie może istnieć coś, co nie ma początku. Duo to to, że reguła przysięgi powyżej napisanej wyraźnie przedstawia wyznanie miłości, co mogłoby oznaczać, że jest to chłam, gdyż ksiądz nie mógłby się z nią zgodzić, trzymając się kurczowo swoich przekonań. A co jest ważniejsze..? Biblia czy ksiądz..? No cóż.. Nie podał warunków i szczegółów, co oznacza, że nie do końca to adekwatnie przemyślał. Trzecia rzecz to to, czy jeśli młodzi ludzie się pobiorą, to jaka jest szansa na przetrwanie tych 20 lat (już tak przyjmując przykładowo akurat te 20) ich miłości..? Czy trafili na odpowiednich partnerów..? Przekonają się po tych 20 latach. Jeśli wypowiedzą słowa "kocham Cię" bez jakiegokolwiek drgnięcia serc, bądź po prostu nie będą potrafili tego wypowiedzieć, to ta miłość wygasła. Zatem czy ów duszpasterz nie miał ziarna racji..? Po części miał. W moim przekonaniu prawdziwa miłość jest taka gdy: Młodzi ludzie, wyznawają sobie miłość, wiadomo - ogarnia wtedy płomienne uczucie, głos nieco drży, ale mówią sobie, że się kochają. Pobierają się, przed ołtarzem wyznawając sobie tą miłość poraz drugi. No już nie wspomnę o nocy poślubnej, gdzie to wyznanie jest nieco yyy.. bardziej dźwięczne xD. Mija czas, mijają lata. Przychodzi 20 rocznica ślubu (uczepiłam się już tej koloratkowej dwudziestki). Oboje wspominają dawne czasy, jak to byli młodzi (a raczej młodsi, bo przecież nie są starzy będąc po 40-stce), jak się poznali, zakochali itp. Patrząc sobie głęboko w oczy, z drganiem serca takim jak było to pierwszy raz, mówią do siebie: "Marian... kocham Cię", "Hela.., ja też Cię kocham". Jaki wniosek..? Jeśli ta para po 20 latach poczuła ten sam płomienny (być może równie nastoletni jak wtedy) ruch serca, mając ten sam błysk w oku co za pierwszym wyznaniem, to jest to właśnie miłość, która przetrwała. Na początku ludzie kochają się najmocniej i jeśli to wróci po xx latach, to można śmiało powiedzieć, że są to "te dwie połówki" hihi:D

No jest także rozwiązanie tego problemu w ten sposób, idąc w ślady księdza, że jeżeli nie ma miłości nastolatków, że to blef, to wtenczas można by stwierdzić, że w przypadku, gdy po 20 latach słowa "kocham Cię" nic dla obojgu kochanków nie znaczą, bo po prostu nic nie czują, nie trafili odpowiednich połówek, miłość w ogóle nie istnieje. Co raczej jest absurdem dla większości z nas. Ale to już inna bajka..

A więc moim zdaniem są dwa rozwiązania:

miłość nastolatków + miłość po latach = trwała miłość

bądź

udawana miłość nastolatków + nadal brak uczucia po latach = miłość nie istnieje

Teoria duszpasterza mogłaby być prawdziwa, w przypadku gdy po xx latach ta miłość by się pojawiła, między tymi dwojga. Hmm.. ale będąc młodzieńcem, który wie, że nie kocha swojej dziewczyny, zmuszałby się do poślubienia jej, bądź ogólnie życia z nią..? Wątpię.

Z przekonaniem własnej słuszności.
Majka.

czwartek, 4 września 2008

Temat: Taka historia..

Opowiem wam pewną historię. Właściwie moją historię i wnioski z niej. No więc.. dość dawno.. jak każdej nastolatki na początku moje rozumowanie było płytkie, co do facetów, no wiecie książe z bajki itp. No i najważniejsze - żeby tylko jakiegoś ładnego chłopaka mieć. No i podążałam za tym wiadomo, jak się jakiś już w końcu znalazł ładny (bo kiedyś u mnie to rzadkość była, zapewne byłam mniej atrakcyjna niż dziś, co dla mnie jest raczej absurdem, no ale niech już tak jest wedle was niewas) to zżerała ciekawość co będzie dalej no i ta myśl - spróbować zawsze można. Znalazł się owy Panicz (może i nie pierwszy, ale też nie trzeci) no wiadomo, zaczęła się big love.. przynajmniej dla mnie. Tak, zakochałam się. Przynajmniej mi się tak ZDAWAŁO. On..? On mówił, że kocha.. obiecywał.. Jak się ta historia skończyła..? Pewnie sami wiecie - zaskoczenie, dziś kocha, jutro koniec, bo za wcześnie, bo coś.. (powodów lepiej dalszych nie powiem, bo są zbyt denne i śmieszne). Bądź co bądź serce złamał w jednej sekundzie. Kontaktu od razu zero praktycznie. Jam dziewczę wrażliwe na te sprawy (ale nie zawsze widać po mnie, że mnie coś trapi), więc długo bolało. Ojj długo...;/ Na drodze mojego upokorzenia i zawodu pojawił się nowy "adorator" (D.Z.) Wiadomo przystojniak jak się patrz, super, koleżanki by zazdrościły, prawda..? Jaka jest normalna reakcja skrzywdzonej nastolatki..? Skoro taka okazja to można pocieszenie w nim odnaleźć i zrobić tamtemu na złość, niech wie co stracił..! Taaa, żal dupę ściśnie aż miło xD Ja jednak pomyślałam nad tą sprawą z innej perspektywy. Jeśli mnie z tym "nowym" zobaczy "za rączkę" po tak krótkim czasie to.. to nie pomyśli co stracił, tylko, że nie warta byłam niczego. Więc nie wzrośnie ani moja duma, ani IQ nie podskoczy. Dla mnie takie zachowanie nie jest rozwiązaniem tego typu problemów, nie jest lekiem na poskromienie bólu lecz tylko udowodnieniem bycia szmatą oraz własnym niedowartościowaniem, bo jeśli się mówi, że kocha to nie rzuca się tych słów na wiatr. Udowodniłam sobie wiele - moralność i lojalność. Nie robiłam tego dla Niego, lecz dla siebie. I wiecie..? Mam ogromną satysfakcję z tego, że tak postąpiłam. Mój światopogląd zrobił obrót o 180 stopni, nie potrzebni mi najpiękniejsi. Może ładni mają w życiu łatwiej, ale są poje.. znaczy bardzo dziwni i niezrozumiali w większości. To doświadczenie nieraz mnie przygniata zaciągając hamulec myśli - nie chcę wiedzieć co będzie dalej. Spotkać się mogę, poznać i dopiero potem się decyduje, więc nie róbcie ze mnie damskiej wersji Casanowy:]
Po tej historii z Paniczem przez prawie rok nie dałam się złamać, nikt mnie do siebie nie przekonał [Zasada nr1 - nie będę z kimś, do kogo nic nie czuję]. Zresztą lubię zniechęcać rycerzyków:D:D ale... pojawił się On.. przy Nim coś się ze mną stało, coś drgnęło.. powstało uczucie, którego wcześniej nigdy nie było, inne niż wzbudzał wcześniej Panicz.. od początku doceniane, takie, kurcze... no nie wiem.. to było coś innego! ..tak, o wiele silniejszego.. trwałego.. ale pięknego:) Nauczył mnie dużo, nauczył miłości. Dziś dziękuję Mu, oddaję pamięć, szacunek i hołd.

Nie wiem, może nie znam jeszcze ludzi, świata, życia. Trudno, tyle ile wiem to to co wiem swoje.

A ludzie mówią, że nie mam serca.
Heh.. i nawet nie wiedzą, że mają rację.
Nie mam serca.
Umarło razem z Tobą.

Dziękuję.
Za zrozumienie treści.
Także tej głębszej.
Majka

poniedziałek, 1 września 2008

Temat: Sex time..?

- Sex or die!

- Nie dam!

Jakby nie było miłość w dzisiejszych czasach jest produktem marketingowym, a jej cena zależy od klienta nabywający ten produkt. Zawsze można trafić na promocje - dla desperatów, towar z wyższej półki - dla wybranych, czy stary, dobry second hand - dla szarego człowieka. Miłość jest przereklamowana, no i oczywiście ze słowem "miłość" kojarzy się także romantyzm, namiętność, intymność no i wreszcie seks. Nie wiem jak wy, ale ja już mam dość patrzenia na reklamy pasty do zębów czy gum do żucia, a o czekoladzie nie wspomnę, gdzie są nasycone płomienną namiętnością pocałunków dwojga kochanków. Prawie w każdej reklamie pojawia się coś związane z miłością, a właściwie z seksem (a potem się dziwią, że się kurewstwo szerzy). Niedługo efektem włączenia telewizora będzie widok czegoś zwykłego, lecz z szokującym hasłem...:
Reklama nr 1 (o tematyce rolniczej): "Seks jest jak działka - ci zacofani uprawiają go ręcznie", bądź "Nie bij konia, daj mu siana, to urośnie po kolana"
Wiadomości: "O skuteczności wakacyjnych rycerzy świadczą wrześniowe kolejki do ginekologa"
Reklama nr 2 (supermarketu): "Kobiety są jak wózki sklepowe, wkładasz monetę i pchasz dalej",
Program kulinarny: "Przepis na dziecko - 25kg miłości, 25kg czułości i 2 dobre jaja"
Reklama nr 3 (przyprawy do potraw): " Sex jest jak Winiary - dobre pomysły, lepszy smak"
Magazyn mody: "Tylko pierwotny strój Ewy nie wyjdzie nigdy z mody" 

W filmach są tylko dwa motywy - miłość i śmierć. Oczywiście te dwa przytoczone słowa wiążą się z wieloma podtekstami. Za miłością idzie, a może nawet w parze idzie - seks, zaś przed śmiercią mknie przemoc. Dlatego nie oglądam prawie wcale telewizji, no ale jak już to po jakiejś godzinie patrzeć nie mogę, ale nie ze zmęczenia oczu, lecz z obrzydzenia tego shitu, jaki tam przedstawiają.

Niedługo w dobranockach się będzie każdy z każdym dupczyć powtarzając kolejkę bez skończoności , podobnie jak w "Modzie na sukces". Przecież każdy z nas wie, dlaczego nie było wojen w krainie Smerfów, a wiadomo, że Smerfetka była jedna...xD
Żal mi dzieci wychowujących się w tych czasach.

P.S. I nie mówcie, że was nie strzela na widok 10-latka mającego lepszy telefon niż wy..;/

- bez odbioru
Majka

poniedziałek, 18 sierpnia 2008

Temat: Atak klonów.

Z góry i z ogromnym żalem chciałam wszystkie owe kobiety, panienki, dzieweczki, dziołchy i niewiasty przeprosić, że nie rozpoznaję ich na ulicy. I przechodząc ze swoją pełną skromnej pychy miną, słyszę bądź nie słyszę rzucone w moją stronę nijakie "cześć", obracając się (bądź nie) z myślą: Szto je to..? (pisownia oryginalna). Przepraszam, ale dla mnie to jest jakiś "atak klonów" ( jak my to z Acree nazywamy), bo się wy, dziewczyny wiele nie różnicie od siebie. A ja myślałam, że rasa żółta i czarna jest ciężka do odróżniania..;/ A jeśli taka maniura ma długie, ciemne, proste włosy i końską grzywę to nie myślcie, że się będę fatygować, by jej tą grzywkę odsłonić i sprawdzić, która to kobyła się do mnie odezwała. 
I proszę się nie dziwować, bo to nie Dziwnów, ni Dziwnówek, że nie mam pamięci do dziewczyn. Zawsze ktoś mi mówi "ej widziałaś, to była ta panienka..." A ja tylko rzucam zdziwione "aha". Dlaczego się tak dzieje..? Nie patrzę się na dziewczyny, bo po primo bom hetero..! (to nie po łacinie, tylko po polskiemu xD). Dla mnie się wiele od siebie nie różnią. Wiadomo - solara, szpachla, balejaż, grzywa, rurki, balerinki, muchy czyli... jakby to nazwać..? O, mam - chodzące plasteliny z tapeta promieniujacą niczym uszkodzony reaktor atomowy z Czarnobyla, dodatkowo porażając wszystkich w koło oczojebnymi kolorami - żółtym i zielonym, udając żonkile, by facet dolatywał niczym pszczoła z rozpędzonym żądłem. Do samoobrony polecam wam wasze ogromne torby z "drobiazgami' noszone przy pasze. Owa plantacja takich żonkili szerzy się coraz szybciej tworząc z naszego miasta pole. A pola są na wsiach, drodzy państwo, więc nasze miasto to już wieś (nie to, że mam coś do wsi, bo nie mam)...? Obawiam się, że tak, więc nici z waszego wożenia się po "mieście" i nadziei na błyszczenie. Jakby to mój brat powiedział: "teraz to tylko w pole i do kartolfi". Wozicie się po tym mieście i próbujecie zwrócić na siebie uwagę jakimiś kontrowersyjnymi strojami z domieszką rażących kolorów machając pupcią jak pies ogonem (to się zwie sesja dla ubogich). Jaka jest szansa na zwrócenie uwagi ludzi..? Dość duża (najwyrażniej dużo tych ubogich jest u nas xD). Hm... a jedźcie do większego miasta - Zakopane, Wrocław, Kraków itp. Daję sobie rękę pociąć, że nikt tam na was nie zwróci najmniejszej uwagi, choćbyście nie wiem jakie wygibasy na ulicy prezentowały. Będziecie to robić za darmo i na darmo. Tam jest klonów od cholery..! No jeśli oczywiście dany klon ma trochę oleju, a nie próżni w głowie to zwracam honor. A takich jest koło 10%. Czemu społeczeństwo się tak klonuje..? To moda czy tępota..? Bardziej tępota. Mówi się, że aparycja i strój winny wyrażać charakter człowieka. Jeśli rzeczywiście tak jest to wychodzi na to, że połowa naszego społeczeństwa to wariaci, którzy są zakompleksieni, wolą wmieszać się w tłum, a zarazem udawadniać, że się od niego różnią, potem zmieniają się w pustą materię, gdzie patrząc w lustro i mówiąc sobie "jestem zajebista", a następnie spuszczając głowę i zaglądając do portfela od konkubenta - "no i on mnie kocha", wiedzą podświadomie, że to tylko pusta ruletka.. że on cię kupuje, a nie kocha. I że w tej grze jesteś tylko przegranym pionkiem, a nie królową. Pustka, bezradność, nicość i Ty w samym centrum. Smutne, ale prawdziwe. 

Ja tam w swoich bliższych znajomych nie widzę takich lasnowatych zaćmionych solarek z poparzoną jaźnią i dziurą ozonową we łbie tworząc model chemicznie pustej materii. Dlatego też to moi bliżsi znajomi:)

Jaki z tego morał..? Prezydent się skopiował, to społeczeństwo też musi. 

Tymże miłym akcentem zakończę moje wywody,
bądź wzwody bez wywodów czy korowodów.

Majka.

czwartek, 14 sierpnia 2008

Temat: Idź w pokoju.

Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin
Pobłogosławić twój karabin,
Bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba,
Że za ojczyznę - bić się trzeba..!
[Akurat]

Od czego by tu zacząć..? Może pokazać palcem, co brzydkie, a co ładne, co kupa, a co kwiatek..? Może sprawdzić, czy rzeczywiście to jest to samo co mamy na myśli..? Co złote, a co pozłacane, co srebrne, a co posrebrzane, jak może wyglądać Bóg, a jak wygląda ciele, czym różni się muzyka od decybeli, pustka od nicości, uczucie od emocji..? Jak wyjaśnić, że głos może być zarówno śpiewem jak i wrzaskiem..? Jak to jest..?

No właśnie.. jak to jest z naszym Kościołem..? Nie to, że mam coś do naszej wiary i Kościoła, bo nie mam, ale czasem zastanawiam się dlaczego jest tak, a nie inaczej..? Chcę poruszyć kwestię Spowiedzi Świętej. Mówi się, że odchodząc od konfesjonału powinniśmy czuć się oczyszczeni, a nie zgorszeni. Ale czy się czujemy..? No nie zawsze..;/ Ja, osobiście zraziłam się do "spowiadania się". Jako 16-letnie dziewczę doświadczyłam przedziwnej spowiedzi. Podeszłam do konfesjonału, wiadomo: formułka, potem wymieniam grzechy:
- bla, bla, bla.. nie chodziłam do kościoła..
- no ale ile razy nie byłaś, dziecko..? pięć, może dziesięć czy dwadzieścia..?
myślę - taa, bo sobie akurat liczę.. Hmm, czy chodzi mu w ciągu kilku lat..? W sumie w ostatnim czasie dość dużo..
No i nic. Strzeliłam niczym na loterii:
- no tak z dziesięć...
No i się zaczęło.. opiernicz na pół kościoła - "jak ty tak dziecko możesz..?! bla bla bla.."
Ale z tym to jeszcze pół biedy. Już prawie koniec tego "pouczenia". Ksiądz do mnie:
- Masz jeszcze jakieś grzechy..?
- Już chyba nie.
I nagle słyszę: Masz problemy z seksem..?
Brew mi się niejedna podniosła, oczy żabie, zatkało. I teraz się pewnie zastanawiacie co powiedziałam..ajj ciekawi... ciekawi Was, co..? xD Ja na to:
- Niee...? c%e^n%z^u%r$e^d
-Aha. Idź w pokoju.
I to jego - idź w pokoju, brzmiało jak - idź "rozdawać"
Pierwsza myśl jaka mi się po tym nasunęła to, co konkretnie owy "ksiundz" (pisownia oryginalna) miał na myśli..?
a) że jestem jedną z wielu, co wielu "dała" i chętnie się z księdzem podzielę wrażeniami gdzie, kiedy, komu już, a komu jeszcze nie i który lepszy
b) że mam jakieś problemy "techniczne" i ksiądz mi na pewno doradzi co i jak, i jak najwygodniej (skąd to wie to już pozostawię jego sumieniu; tylko potem żeby nie było, że mały Jasiu w szkole krzyczy: będę księdzem, jak mój ojciec..!)
c) że mnie partner nie zadowala i poradzi mi, na kogo zmienić (też jego sumienie)
SMS o treści: a, b, lub c wyślij na numer parafialny.
(proszę się nie doszukiwać sarkazmu w tekście)
Druga myśl: Stary zgred chce se posłuchać. A tu ni hu hu..! Wołaj: next..!
Trzecia myśl to: Przecież nasza religia głosi, że prawdziwy chrześcijanin powinien być czysty, a seks dopiero po ślubie, więc skąd takie pytanie od księdza do 16-letniej niewiasty..? Coś tu się nie zgadza. Yyy, przepraszam, ale czy to jest normalne..??
Czy normalny jest cykl spowiedzi, że: klient formułkę, ksiądz formułkę, transakcja zakończona i wszyscy są zadowoleni. Przecież to farsa.. pff.. To już nie lepiej klęknąć przed ołtarzem, przed Bogiem z żalem w sercu za popełnione grzechy i je wyznać, potem próbować się poprawić..? Spowiadamy się obcemu facetowi, dla którego zwykle to formalność. Rzeczywiście... oczyszcza jak czysta.

Skomentuje to tak: Żal duszę ściska, serce boleść czuje.

Miłujcie się i
spoczywajcie we własnym pokoju zamkniętej świadomości.
Majka

piątek, 8 sierpnia 2008

Temat: One są.

Tu jest [potrzebna] mądrość.
Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy:
liczba to bowiem człowieka.
A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć.
[AP13;18]

Ale wiedz,
że nie powiem Ci nic dobrego,
nic złego też nie..!
[Happysad]

Ileż to się słyszy razy określenie: ideały nie istnieją (chodzi tu głównie w zapytaniu o wymarzonego partnera/partnerkę). Ludzie..! Toż to bluźnierstwo..! One są..! No oczywiście tu nie ma mowy o żadnych księżniczkach, rycerzach, bo średniowiecze już minęło. Także nie chodzi o tzw. "artystów XXI wieku", czyli upiększanych sztucznie aktorów, piosenkarzy, dziennikarzy czy innych telewizyjnych pajaców, bo to zwyczajny chłam. Czy na prawdę sądzicie, że nie ma ludzi idealnych..? A może jednak istnieją..? Najpierw należałoby, moi mili, zadać sobie pytanie: Co to znaczy, że człowiek jest (bądź może być) idealny..? I dlaczego ludziom ideał kojarzy się z czymś perfekcyjnie uformowanym, nie mającym najmniejszych wad, nie wspominając o większych, które absolutnie nie wbiegają nam w tą myśl..? Jaki jest człowiek idealny..? Ciężko sprecyzować właściwie, gdyż każdy z nas ma inne gusta, ale spróbuję sprostać temu zadaniu. Otóż w moim przekonaniu człowiek "idealny" to człowiek, w którym kocha się zarówno jego zalety jak i WADY..! Osoba idealna to osoba, która mimo wszystkiego i wszystkim przede wszystkim odpowiada Tobie, jest dla Ciebie ideałem i ma nim być dla Ciebie, a nie dla innych..! Dla innych to może być ktoś pospolity, ale dla Ciebie zawsze będzie to unikat. :) Trzeba pamiętać, że od ideałów nie należy wymagać. Ideały są, one istnieją, także w nas samych. A więc od dziś promujemy hasło: ideały istnieją..! xD
Zastanawiają mnie także ludzie, którzy dążą do tego, by ich uważano za idealnych. Co to ma być, się pytam..?? Pierwsze co, to oczywiście muszą wyglądać perfekcyjnie z nutą podniesienia swojej atrakcyjności. W gruncie rzeczy to chyba najbardziej wygląd jest formowane na ideał, charakter i prezentacja wnętrza staje się częścią drugoplanową. Taki osobnik sięga wtedy głową chmur (nie powiem, że nieba, bo to by było niestosowne i niewłaściwe określenie) nierzadko przy tym okłamując siebie i próbując okłamywać innych. A więc czy on się zmienia czy raczej przestaje być sobą..? Tego to już nawet Ojciec Dyrektor nie wie.

Nie będę przepraszać za to, że nie jestem idealna. Nie będę przepraszać za to, kim jestem. Nie będę przepraszać za to, czego potrzebuję. Nie będę przepraszać za to, czego pragnę. Nie będę przepraszać za siebie, przeproszę za Was.

Z wyrazami poszanowania godności
Zarówno mojej jak i Waszej.
Majka.

sobota, 2 sierpnia 2008

Temat: Lekcja organizacyjna


Na początek uprzedzam, że...
Nie odpowiadam za jakiekolwiek problemy moralne, społeczne, fizyczne, światopoglądowe czy psychiczne czytelników tegoż tu oto bloga;]

Postanowiłam pisać. Pewnie się zastanawiacie, jak tu będzie..? Po co i dlaczego..? No cóż.. są wakacje.. no i może chcę coś z siebie dać, mam jakieś ku temu powody..? Możliwe. Postaram się o brak wulgaryzmów, a raczej o ich ograniczenie, jeżeli mi na to warunki pozwolą... Ostatnio przeglądając przypadkowe blogi przeraziłam się, jak te wszystkie maniury potrafią kląć. Jejj.. a myślałam, że to ja klnę. Wydaje mi się, że na blogach nie powinno się kląć, bo po prostu nie wypada. Jak dla mnie to nieprzyzwoite, bo niefajnie jest czytać blogi dziewczyn i chłopców, gdzie co drugim wyrazem jest przekleństwo, a słowo k***a zastępuje im zarazem myślnik, średnik, dwukropek, ukośnik, kropkę, przecinek, a może nawet kropkę nad i. Ludzie to jednak czytają, zarówno młodsi jak i starsi, więc powinniśmy to uwzględnić. Lepiej tego słuchać niż czytać, no i idzie to oczywiście na większą rzeszę ludzi niż podwórko. Raz kiedyś można na parę zdań. Nie będę też męczyć waszych oczu pojebaną (przepraszam za słowo, ale inaczej nie da się tego określić) dziecinną czcionką kolorów tęczy wraz z oczojebnymi tłami, jak to występuje u co "poniektórych" ludzi na blogach i w opisach portalowych. Wolę normalność i przejrzystość. Wiadomo także, że wszystko tu jest moim wykonaniem, wszelkie obrazki (nawet te klucze), teksty czy inne drobiazgi. Żadnych fejków ani skopiowanych opisów, wierszyków, wypowiedzi. Skoro to mój blog, to nie potrzebuję zaśmiecać go jakimiś lamusowatymi tekstami z bylekąd (czytaj: kopiowanie ich z portali gdzie każda napotkana osoba ma wszystko zerżnięte jedna od drugiej, w celu podwyższenia swojej wartości i ciągłego okłamywania siebie i wmawiania sobie, że te teksty/cytaty perfekcyjnie do niej pasują/ją opisują. Tylko szkoda, że jak wszyscy mają to samo to można powiedzieć, że ludzie się nie różnią albo raczej nie rozróżniają) U mnie jedynie to może się czasem jakaś piosenka pojawić bądź jej fragment (ale na pewno będzie podany autor) lub jakieś cytaty z podpisem. Oczywiście postaram się poruszać kwestie poważne, myśli, wnioski. Zastanawia mnie tylko jedno..? Kto będzie komentował tego bloga..? Czy znajdą się odważni..? Myślę, że to nie tyle co kwestia odwagi, a raczej pokonania pospolitego ludzkiego lenistwa, które gnije w każdym z nas każdego dnia coraz bardziej pogłębiając się niczym choroba. Oczywiście będę doceniać wasze komentarze bądź zdanie, o ile będziemy prowadzić jakieś konwersacje, co z góry jest mile widziane:) Dobrze wiem jak to jest ciężko, gdy oku nie chce się mrugnąć, płucom oddychać, a sercu bić, co na całe nasze ludzkie szczęście działa samoistnie, a co dopiero poruszyć resztki szarych komórek i wystukać na klawiaturze odpowiednie znaczki przekazywanych bodźców z mózgu do opuszek waszych wątłych palców. Naprawdę ciężko to zrobić, prawda..? Zatrzymać się na chwilę, pomyśleć, napisać, dać coś z siebie..? Komentować możecie do woli. Trochę krytyki mi nie zaszkodzi xD Nazwa (jakby ktoś nie wiedział --> sensumile.blogspot.com) ma swoją genezę i z racji tego, iż jest to rzecz dla mnie osobista, zostawię ją dla siebie;] To by było na tyle co do mojej twórczości, nazywaną nierzadko "pierdolenie o szopenie" (pisownia oryginalna). Poloneza czas zacząć..! ^^


Człowiek jest istotą w gruncie rzeczy ograniczoną. Tylko nie wiadomo czy z natury czy przez "kogoś".
Zastanówmy się, jak łatwo jest manipulować drugą osobą... Czytacie ten kawałek wycięty z kontekstu moich myśli, pierwsze co robicie to określacie mnie. Jaki ten ktoś jest..? Dlaczego tak myśli..? Po pewnym czasie zgadzacie się lub nie... i co z tego..? co wy z tego macie..? skoro jesteśmy nieograniczeni to dlaczego nie potrafimy odpowiedzieć na wszystkie pytania..?
Po prostu żyjmy... żyjmy tak, aby nie krzywdzić innych..! reszta się nie liczy: wiara, poglądy... nie liczy się, jeśli jesteś dobrym człowiekiem. Miej zawsze swoje zdanie i nie smuć się jeśli ktoś mówi ci coś innego.


Skąd czerpię inspirację?
Z tego co usłyszę, zobaczę, dotknę, poczuję i doświadczę na sobie.

Dziękuję za uwagę.
Bez ukrywanej wzajemności,
Majka.